Polskie wydania, a jakość i opóźnienia
Polski rynek planszówek rozwija się z roku na rok. Dzisiaj już się nie dziwię kiedy któreś z wydawnictw zapowie polskie wydanie nowego hitu (no dobra – przy zapowiedzi Mage Knight dość mocno się zdziwiłem). Z polskimi wydaniami zazwyczaj jednak idą w parze narzekanie na jakość, czy na opóźnienia. Coś na co nasze rodzime wydawnictwo często nie ma wpływu.
Zauważyłem, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak przebiega proces tworzenia polskiego wydania gry planszowej. Od razu zaznaczam – nie jestem ekspertem i jest spore prawdopodobieństwo, że w paru miejscach będę mijał się z prawdą. Ale nie lubię patrzeć na narzekanie / hejt, który jest adresowany na często “niewinnego”, polskiego wydawcę. Dokładniej do napisania tego tekstu zainspirowała mnie wypowiedź w wątku o Suburbii (tutaj akurat bez narzekania i hejtu, ale ze zdziwieniem):
Ponieważ to nowe wydawnictwo, po cichu spodziewałem się jakiejś wpadki, niedosztancowanych żetonów itp., okazuje się że wydanie polskie nie różni się w niczym od wydania niemieckiego które kiedyś miałem w rękach
Dla mnie było to oczywiste, że jakość wydania będzie dokładnie taka sama jak wydania angielskiego / niemieckiego, ale jak widać nie wszyscy mieli podobne odczucia. Zacznijmy jednak od początku.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze
Być może rynek polski się rozwija, ale wciąż jest on niewielki w porównaniu z Niemcami czy USA. Ile sztuk uda się sprzedać wydawcy na polskim rynku, w przypadku cięższych eurogier, które są dostępne tylko w specjalistycznych sklepach z planszówkami? 1000? 2000? Co roku wydawanych jest kilkaset nowych gier. Jeżeli spolszczony tytuł nie chwyci i będzie się wolno sprzedawał, wówczas pieniądze, które poszły na wydanie gry, będą zamrożone w magazynie (nie wspominając, że koszty magazynowania też trzeba ponosić). W związku z tym wydawca woli nie ryzykować i zamówić np. 500 kopii gry i zobaczyć jak to się sprzeda. Niestety im mniejszy nakład, tym większy koszt jednostkowy gry. Pozwoliłem sobie “ukraść” pewien wykres z ciekawego artykułu: Indie game publishing costs, or the grim reality of game economics. Pokazuje on jak kształtuje się koszt jednej sztuki gry, w zależności od wielkości nakładu (jest to przykład dla prostej karcianki, ale krzywa mniej więcej tak samo wygląda przy bardziej skomplikowanych tytułach. Polecam też zapoznanie się z tym artykułem bo jest w nim dużo ciekawych wyliczeń)
Jak widać jest dwukrotna różnica między drukiem 500, a 2000 sztuk. Oczywiście można spróbować sprzedawać grę drożej przy niższym nakładzie, ale chyba nikt nie myśli, że to jest dobry pomysł? Jest oczywiście wyjście z takiej sytuacji – znaleźć 3 inne wydawnictwa, które również chcą wydrukować po 500 sztuk tego tytułu i zrzucić się na wspólny druk. Przy grach niezależnych językowo jest prościej – czasem wystarczy wkładka, albo nalepka na tył pudełka, przetłumaczona instrukcja i można grę sprzedawać. A co jeżeli na kartach, albo na planszy są napisy?
Drukowanie międzynarodowe
Wtedy też można sobie poradzić – jest to trochę bardziej uciążliwe, ale się da. Otóż wydawca, który lokalizuje grę, szykuje tłumaczenie elementów. Następnie osoba organizująca druk bierze tłumaczenia i razem z drukarnią przygotowują różne wersje nadruków w kolorze czarnym. Oznacza to, że kolorowe części komponentów będą drukowane dla całości tak samo, natomiast np. napisy na kartach będą nadrukowane w kilku różnych językach. W czasie druku tych naszych przykładowych 2000 sztuk, drukarnia będzie musiała 3 razy nadprogramowo przekonfigurowywać maszynę aby na komponentach nadrukowane zostały napisy w odpowiednim języku, ale tylko dla koloru czarnego. Jest to na pewno droższe niż drukowanie 2000 sztuk dokładnie tak samo, ale dużo tańsze niż wydrukowanie samemu tylko 500 sztuk. Oczywiście przy niektórych drukach konieczna jest też zmiana kolorowych napisów, ale mam nadzieję, że widać zalety takiego druku międzynarodowego.
Made for Play: Board Games and Modern Industry
Jeżeli jesteście zainteresowani procesem powstawania gier planszowych, zachęcam do obejrzenia filmu dokumentalnego Made for Play: Board Games and Modern Industry
Jeżeli więc wersja polska jest drukowana razem z wersją angielską, niemiecką, francuską itp. to dość oczywiste jest, że jakość komponentów będzie dokładnie taka sama. Oczywiście nie wszystkie polskie wydania, są realizowane właśnie w ten sposób, np.: Bard samodzielnie (z tego co przynajmniej się orientuję) drukuje polskie wersje gier GMT jak Twilight Struggle czy Labirynth. Jednak duża część wydawców bierze udział właśnie w drukach międzynarodowych. Ale skoro jakość jest ta sama, jest taniej, wszyscy powinni być zadowoleni prawda? PRAWDA? To skąd to narzekanie?
Problemy
W druku międzynarodowym wiele rzeczy może pójść nie tak:
- Często jest to drugi druk oryginału. Nie musi on być tej samej jakości co pierwszy,
- W takim przedsięwzięciu musi porozumieć się wiele mniejszych i większych firm. Część z nich z pewnością będzie chciała ciąć koszty, a więc być może też obniżyć jakość wydania. Liberum Veto w takim przypadku nie działa i trzeba się jakoś dogadać i czasem pójść na ustępstwa,
- Wystarczy, że jedna firma spóźni się ze swoim tłumaczeniem, opóźni to druk całego nakładu
- Wydawca przegapi termin druku? Trzeba czekać na kolejny termin.
- Mały wydawca z Polski nie ma praktycznie żadnego wpływu na termin zakończenia druku: może tylko obserwować i ewentualnie dowiadywać się jaki jest przewidziany termin dostawy gry. To nie on najczęściej jest organizatorem tego druku
Na naszym rynku mamy przykłady właśnie takich problemów:
Le Havre: długo przyszło czekać na polskie wydanie Le Havre, które zapowiedziała Lacerta. Bardzo długo trwało organizowanie druku międzynarodowego i nasz polski wydawca postanowił zainwestować pieniądze w inne tytułu, zamiast bezczynnie czekać. Niestety druk rozpoczął się w nieszczęśliwym momencie, gdy zainwestowane pieniądze jeszcze się nie zwróciły i Lacerta musiała zrezygnować z pierwszego terminu. Na kolejny przyszło sporo czekać, a i ten miał spore opóźnienie i wątpię, żeby było to z winy Lacerty (przy Agricoli był podobny przypadek – Lacerta przygotowała tłumaczenie w terminie. Niestety inni wydawcy nie byli tak rzetelni, a ich opóźnienie wpłynęło na cały druk)
Through the Ages / Cywilizacja poprzez Wieki: polska wersja była dość mocno krytykowana pod względem jakości kart (narzekanie mocno przesadzone – moja kopia po kilkudziesięciu grach trzyma się doskonale). Tyle, że jakość jest taka sama dla każdego europejskiego wydania i identyczna z pierwszym, czeskim wydaniem. Znane przez graczy amerykańskie wydanie Fred Distrubution, było drukowane w USA – stąd różnice w wykonaniu. Nie sądzę, żeby Rebel mając wybór wolał wersję europejską od amerykańskiej
Galakta / FFG: obecnie prawie wszystkie tytuły spolszczone przez Galaktę, są drukowane wspólnie przez FFG w Chinach. Jestem pewny, że Galakta chciała wydać Netrunnera po polsku dużo wcześniej, jednak terminy druków narzuca FFG i polski wydawca nie ma w tej kwestii za dużo do powiedzenia.
Tak jak wcześniej wspominałem – część z tych informacji może się mijać z prawdą, ale chciałem zwrócić Waszą uwagę, że narzekania na opóźnienia, czy jakość wydania mogą być często nie na miejscu. Oczywiście inną sprawą jest jakość tłumaczenia i błędy w składzie, chociaż przykład “Kupców i Korsarzy” oraz napisu “Ytrzymałość” pokazuje, że wina za błędy w tłumaczeniu niekoniecznie leży po polskiej stronie.
Wpis ten zacząłem tworzyć prawie dwa tygodnie temu. W międzyczasie na forum gry-planszowe.pl pojawił się wątek poruszający dokładnie ten sam temat.