Dust Tactics czyli jak spełnić marzenia kilkuletniego Marcina
Pamiętam jak dziś, jak mając kilka lat, uwielbialiśmy z dwoma kumplami bawić się plastikowymi żołnierzykami. Ustawialiśmy ich, budowaliśmy okopy, potem oczywiście wybuchała wielka bitwa i zaczynały się kłótnie… czy ten żołnierz widział tamtego, czy by go zabił, a właśnie że, a właśnie że tak. Jakimś cudem udawało nam się dojść do porozumienia i nie zniszczyło to naszej przyjaźni. Nigdy nie wpadliśmy na pomysł, żeby nasze reguły walki spisać, mierzyć odległości, rzucać kostkami. Wtedy otrzymalibyśmy grę miniaturkową i to pewnie taką z tych bardziej skomplikowanych, bo nic nie jest bardziej nieskrępowane niż wyobraźnia dzieciaka. Jak byliśmy starsi próbowaliśmy przerzucić się na tzw gry hex & counter – wiecie, olbrzymie mapy, tona przepisów w podpunktach i morze żetonów. Zabawa kończyła się najczęściej na etapie rozkładania, a potem nie było już czasu grać. Mijały lata, ale ten kilkuletni / kilkunastoletni chłopak ciągle marzył o dokończeniu bojów plastikowymi żołnierzami. Dorosły już egzemplarz tego chłopaka natknął się na planszówki. Potem na podcasty. Nie myślał o grach figurkowych. Aż zaczął słuchać D6 Generation, gdzie trzech prowadzących opowiadało o wielu systemach miniaturkowych takich jak Warmachine, Infinity czy Dust Warfare. Zapragnął spróbować swoich sił w takich grach, ale nigdy nie zdecydował się na spróbowanie. Odstraszały go grube podręczniki, niestworzone historie o turniejach, mierzeniu, kłótniach czy ta figurka widzi tamtą, a także o zdarzających się oszustwach. Szukał czegoś co byłoby strawne, w miarę proste, a przede wszystkim szukał kogoś kto mógłby mu pomóc w wejściu w ten świat. Ten facet, czyli ja, dostał taką szansę dzięki Markowi Laskowskiemu i jego próbie wskrzeszenia systemu Dust Tactics. Warto dodać, że próbie która się udała.
Może piszę o tym trochę na wyrost, ale akcja ufundowania polskiego wydania Dust Tactics na wspieram.to zakończy się sukcesem. W chwili pisania tych słów, uzbierane jest 119% wymaganej kwoty, a myślę że za parę dni, kiedy niezdecydowani przeczytają ten tekst i dostaną wypłatę, te procenty pójdą w górę. W takim razie czy Dust Tactics udało się spełnić marzenia młodego Marcina? TAK. Opiszę Wam dokładnie jak wyglądała moja przygoda z Dustem, a także przybliżę Wam trochę mechanikę i fabułę gry, ale polecam Wam wpisy Marka, odpowiedzialnego za to całe zamieszanie. Ale jeżeli tak jak ja, szukaliście gry miniaturkowej, która pozwoli łatwo się niej rozeznać i po prostu dobrze się bawić, to możecie dalej nie szukać – Dust Tactics jest tą grą. A teraz trochę o samym systemie.
Alternatywna historia i prostota reguł
Akcja gry toczy się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie w czasie II Wojny Światowej Naziści odkrywają wrak statku kosmicznego, a w nim żyjącego jeszcze (aczkolwiek zahibernowanego) ufoka. Dzieli się on/ono/to ze swoimi wybawcami zaawansowanymi technologiami i nowymi źródłami energii. Pozwala to wystawić na front olbrzymie mechy, wyposażyć żołnierzy w wypasione zbroje, a czasem nawet zamienić ich w zombie. Nie trzeba mówić, że znacznie przechyliło to szalę zwycięstwa na stronę Osi. Całe szczęście Aliantom również udało się dobrać do tych wynalazków i teraz mogą śmiało stawiać czoła wrogowi. Tło fabularne jest bardzo bogate i jeżeli tylko będziecie mieć na to ochotę, możecie znaleźć komiksy i książki, które Wam je przybliżą. Już sama instrukcja zawiera bardzo dużo “fluffu” i wystarczy do tego aby wczuć się w klimat świata Dust.
Sama gra natomiast opiera się na prostych zasadach. Na planszy złożonej z kwadratowych pól (w zależności od wersji z którą się zerknęliście mogą to być tekturowe pola, lub gumowe maty – polska wersja będzie zawierała właśnie maty. Dodam jeszcze że są świetnej jakości), które reprezentują nasze pole bitwy. Na planszy rozkładamy różnego rodzaju kafle terenów, przeszkadzajki i na tak utworzonej planszy będą się ze sobą potykać dwie armie. Często do wygrania będzie potrzebne przejęcie jakiegoś budynku, kontrolowanie w odpowiednim momencie pewnych miejsc, albo po prostu wybicie przeciwnika do nogi. Gracze naprzemiennie aktywują swoje jednostki, wykonując dwie z poniższych akcji:
- ruch
- marsz (kosztuje dwie akcje, ale dzięki temu nasz oddział zawędruje dalej)
- atak
- ciągły atak (również kosztuje dwie akcje ale dzięki temu mamy większe prawdopodobieństwo trafienia)
Każda z tych akcji jest opisana w bardzo obrazowy sposób w instrukcji z jasnymi przykładami. Z tego co wiem w wielu systemach miniaturkowych, jedną z największych zmor graczy jest tzw Line of Sight – czyli linia strzału / widoczności określająca czy mogę zaatakować daną jednostkę na planszy. Przy pomiarach często słychać spory, że ktoś lekko przesunął jednostkę, że nie widać jej zza rogu jakiegoś budynku, a jednak widać, bo wystaje jej kawałek lufy. Różne systemy różnie sobie z tym radzą, a w Dust Tactics w ogóle nie ma tego problemu bo kwadratowe pola planszy znacząco ułatwiają tę część gry. Dokładnie wiemy gdzie nasze jednostki dojdą i czy w miejscu docelowym będą widoczne lub będą mogły do kogoś strzelić. Wystarczy przeciągnąć w wyobraźni linię pomiędzy środkiem dwóch pól (całe szczęście ów środek jest również wyraźnie zaznaczony) aby sprawdzić czy linia strzału jest przez coś blokowana. Z jednej strony z pewnością dla niektórych będzie to zbytnie uproszczenie. Nie nastąpią wówczas sytuacje gdy po wykonaniu akcji nagle znajdziecie się za blisko lub za daleko, bo te kilka cali w Waszych głowach były innej długości niż na planszy. Z drugiej strony jeżeli ktoś tak jak ja szukacie czegoś pozbawionego zbędnych komplikacji, Dust Tactics właśnie taki system dostarcza – szybki i prosty. Na pewno przy stole nie będziecie się kłócić o Line of Sight – jeżeli coś pójdzie nie tak, możecie winić tylko siebie, a nie to że wydawało się że jednostka zawędruje o grubość włosa dalej lub bliżej.
Walka jest również prosta i polega na porównywaniu statystyk ataku i obrony oraz rzutach kostką. Każda jednostka jest dokładnie opisana iloma kostkami rzuca do jakich typów jednostek oraz ile ran zadaje trafienie. Potyczki są równie szybkie jak ruch i można całkowicie skupić się na próbie taktycznego wymanewrowania swojego przeciwnika, co niestety często może się nie powieść bo kostki jak to kostki – nie zawsze chcą się turlać tak jak chcemy. Nie powinno to być chyba dla nikogo zaskoczeniem – chyba wszystkie systemy figurkowe używają kości i losowość jest ich nieodmienną cechą. Jednak lepszy gracz będzie wygrywał większość pojedynków więc te kostki nie są głównym czynnikiem decydującym o losach bitwy.
Piękno kart
To w takim razie gdzie tu głębia? Znajduje się ona w różnych zasadach specjalnych jednostek i ich broni. Niektóre tak jak miotacz ognia są bardzo niebezpieczne nawet w rękach jednego żołnierza (rzucamy wówczas tyloma kośćmi ilu żołnierzy znajduje się na atakowanym polu), inne jak bronie laserowe mogą zadawać więcej ran niż się spodziewamy (wszystko dzięki tzw. exploding dice – wszystkie trafienia wliczają się do zadanych ran, a dodatkowo możemy je przerzucić i być może znowu trafić). Do jednostek mogą dołączać bohaterowie z ciekawymi zdolnościami specjalnymi albo mogą też wędrować po planszy samotnie. Całe szczęście nie musimy zaglądać do instrukcji żeby sprawdzić co dana jednostka potrafi zrobić, bo każdy oddział posiada własną kartę na której widać ile ran można jej zadać (a ponieważ karta jest “suchościeralna” możemy na niej zaznaczać rany odpowiednim markerem), jak skuteczna jest przeciwko konkretnym rodzajom oddziałów, a co najważniejsze opisuje wszystkie zdolności specjalne żołnierzy i ich broni. Nie będziecie musieli wertować instrukcji w poszukiwaniu zasad specjalnych broni snajperskich, gdy się na nie natkniecie, bo ich reguły będziecie mieli cały czas przed sobą.
W tym miejscu warto powiedzieć o polskim wydaniu. Nie będzie ono całkowitym spolszczeniem bo przetłumaczona zostanie tylko instrukcja. Mimo tego co napisałem wcześniej myślę, że było to wystarczające i osoby, które nie znają angielskiego mogłyby odnajdywać opis zdolności specjalnych w instrukcji, chociaż jest to na pewno mniej wygodne niż przeglądanie kart. Ale wspierający akcję dostaną wydrukowane polskie wersje kart i chociaż nie będą one wydrukowane na materiale, na którym będziemy mogli zaznaczać rany albo ubywającą amunicję, to razem z tymi kartami dostaniemy odpowiednie koszulki po których będzie można maziać pisakami do woli. To jeszcze jeden powód, dla którego nie warto czekać na pojawienie się nowego wydania w sklepach i skorzystać ze wspieram.to.
Gra jest dynamiczna i szybka. Było mi łatwo zrozumieć zasady i je wytłumaczyć, a przede wszystkim była dokładnie tym czego szukałem (złośliwi stwierdzą, że po prostu chciałem się pobawić żołnierzykami i pewnie będą mieli trochę racji). Ale czy to znaczy, że jest to gra dla wszystkich i nie ma wad?
Nie jest tak różowo?
Pierwszą wadę jaką dostrzegam jest z pewnością skomplikowanie systemu, a raczej jego prostota, która dla niektórych będzie po prostu odpychająca. Ja szukałem dokładnie takiego zestawu reguł, ale co jeżeli ktoś będzie chciał więcej? Albo za jakiś czas będziecie chcieli spróbować czegoś głębszego? Zmienić system? Wtedy tymi samymi figurkami i kartami będziecie mogli zagrać w Dust Battlefield, pełnokrwisty system bitewny z miarkami, makietami i bardziej szczegółowymi zasadami. Co najważniejsze podręcznik do tego systemu będzie całkowicie za darmo dla posiadaczy Dust Tactics.
Kolejna rzecz to budowa armii i konieczność posiadania dwóch zestawów. Dobrze mnie słyszeliście – żeby zagrać w dwie osoby będziecie musieli kupić dwa zestawy startowe, po jednej dla każdej z armii. Jeżeli umówicie się z kolegą lub koleżanką, że wchodzicie w ten system, każde z Was będzie musiało kupić jeden zestaw startowy (z jednostkami piechoty, mechem i bohaterem), co oczywiście znacznie podwyższa finansowy próg wejścia do tej gry. Moim zdaniem cena nie jest wygórowana za to co znajduje się w środku (w sumie wcześniej nie pisałem, ale modele jednostek są rewelacyjne), ale jednak nie jest to planszówka, którą kupicie i po prostu będziecie mogli wyciągnąć na stół. Do zagrania w Dust Tactics musicie posiadać dwa egzemplarze. Albo dokupić jednostki… chociaż chwila. Jednostki i tak będziecie chcieli dokupić, bo żeby grać w ciekawsze scenariusze i móc budować własne oddziały będziecie potrzebować nowych jednostek żeby mieć z czego wybierać np możecie dokupić jednostki powietrzne, których nie znajdziecie w zestawach startowych. Moim zdaniem startery w zupełności wystarczą do fajnej zabawy w dwie osoby (w odróżnieniu od takiego np X-Winga), ale tak jak chyba w każdej grze z elementami rozbudowy / kolekcjonowania, wcześniej czy później sięgnięcie do portfela żeby poszerzyć swoje możliwości.
W pewnym momencie może nawet zechcecie stanąć po drugiej stronie barykady i zagrać inną frakcją? Tutaj niestety jest chyba największa bolączka Dust Tactics w porównaniu do konkurencji bo frakcji jest zaledwie trzy: Alianci, Oś oraz SSU (Sino-Soviet Union – połączone siły Związku Radzieckiego i komunistycznych Chin). Wprawdzie jest jeszcze Blutkreuz Korps (Krwawy Krzyż), Luftwaffe, Rangersi itd czyli podfrakcje Osi i Aliantów oraz Najemnicy. Możemy naszą armię oprzeć tylko na jednostkach tych podfrakcji, ale czuję tematyczny zgrzyt gdybym musiał Rangersami walczyć z Marines, albo Luftwaffe z Neue Deutche Afrika Corp, stąd moje wrażenie, że jest to trochę naciąganie liczby dostępnych armii (ale to jest chyba problem wszystkich gier opartych na wydarzeniach II WŚ). Dodatkowo jednostki frakcji Najemników mogą być dołączani do dowolnej armii. Oczywiście jest wiele jednostek, ale trochę obawiam się, że liczba różnych stylów grania, może być przez to trochę ograniczona. Czy tak jest trzeba by się spytać kogoś kto ma lepiej ograny system.
Jak już jesteśmy przy Najemnikach to chciałbym poruszyć jedną sprawę. Jednostki Najemników z tego co widziałem składają się z oddziałów kobiecych, które są wymodelowane bardzo dokładnie. Tylko na pewno nie były modelowane na podstawie kobiet-żołnierzy, bo nikt nie wyśle tak ubranego wojaka na pole bitwy. Najemniczki nie dostały nawet kamizelek kuloodpornych. Co więcej – jestem pewny że nikt by nie przyjął ich do wojska, bo na pewno mają one poważne problemy z krzyżem (może dlatego właśnie są Najemniczkami?). Również w instrukcji, poszczególne zasady tłumaczy nam pani oficer z bardzo głębokim dekoltem. Ba! Wystarczy wejść na stronę główną gry, żeby przywitał nas rozmiar DD. Kobieto – załóż coś na siebie, bo nerki sobie załatwisz! Wiem że w walce często jest gorąco, ale to chyba przesada. Twórcy najwyraźniej chcieli przyciągnąć do gry nastoletnich chłopaków i może jestem już starym zgredem, ale takie “przeseksualizowanie” po prostu mi przeszkadza. No cóż – może to tylko ja. Całe szczęście nie muszę grać frakcją Najemniczek.
Powyższe zgrzyty nie powinny być dla kogoś kto szuka prostego do ogarnięcia systemu bitewnego. Dust Tactics i Dust Battlefield oczywiście nadają się do “poważniejszego” grania i sceny turniejowej, która po zakończonej akcji powinna powrócić do życia i być dobrze wspierana (Marek który stoi za tą akcją jest bardzo skupiony właśnie na tym). A czy ja stanę się częścią tej sceny? Na pewno nie – przekonałem się po Netrunnerze i X-Wingu, że ciężko jest mi się wciągnąć w granie turniejowe, a mój test tej gry miał mi przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie czy powinienem kupić Dust Tactics do okazjonalnego grania. Tak – powinienem, bo jak pisałem wcześniej jest dokładnie tym czego szukałem…ale nie wiem czy będę miał za bardzo z kim grać. Mój przyjaciel, któremu Dust Tactics również się spodobał, na razie zastanawia się nad zakupem zestawu startowego, a ja swoją decyzję uzależniam od jego decyzji. Z jednej strony bardzo fajnie nam się grało, a z drugiej strony najczęściej spotykamy się w większym gronie i gramy w różne gry, często skacząc z tytułu do tytułu. Mam(y) jeszcze chwilę na wsparcie akcji i podjęcie ostatecznej decyzji. Ale jeżeli wy macie kogoś kto będzie w stanie kupić razem z Wami zestaw startowy i będziecie razem grać, to serdecznie polecam Dust Tactics. System prosty, ale dający spore możliwości taktyczne i strategiczne, zarówno na planszy jak i w budowaniu armii, w dodatku z możliwością jego późniejszego rozwoju do postaci Dust Battlefield. Został Wam tydzień do wsparcia. Do dzieła!