Mombasa – giełdowa gra dla opornych
Lubię gdy autorzy gier próbują w swoich tytułach wymyślać nowe mechaniki, różnego rodzaju “twisty” i rozwiązania. Zapewne są osoby, które nie lubią eksperymentów, ale spodziewam się, że większość z Was z przyjemnością spróbuje czegoś nowego i innowacyjnego. Podobnie lubię gdy autorzy próbują wziąć znaną mechanikę i się nią pobawić, coś zmienić, wypróbować czy użyć jej w trochę inny sposób. Mombasa to przykład gry, w której można znaleźć obie te rzeczy: zarówno nowe pomysły na mechaniki, jak i świeże podejście do już istniejących rozwiązań.
W grze chcemy być najbogatszym przedsiębiorcą na czarnym lądzie. Uda nam się to jeżeli będziemy inwestować odpowiednio w cztery różne firmy, będziemy rozwijać ich obecność w Afryce i będziemy posiadać najwięcej akcji w najbardziej dochodowych firmach. Krótko mówiąc jest to gra giełdowa. Ten typ gier jest bardzo specyficzny. Po pierwsze zmusza graczy do elastycznego myślenia i nie przywiązywania się do jednej firmy na planszy. Jeżeli któraś z nich źle sobie radzi, to nie próbujemy za wszelką cenę jej ratować, ale trzeba wymyślić gdzie lepiej ulokować swoje pieniądze i które akcje najlepiej kupić. Jest sporo przedstawicieli tego gatunku – zaczynając od mającego już wiele lat Acquire, po mózgożerne i trwające wiele godzin gry z serii 18xx (są to gry które “opowiadają” o rozwoju kolejnictwa w XIX wieku, a gracze inwestują w różne kompanie, rozwijając ich sieci torów i dostarczając towary). Niestety ten typ planszówek, wymaga bardzo dużo liczenia, wręcz przypominają one arkusze kalkulacyjne co oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu. Z drugiej strony zbytnie uproszczenie takiego systemu giełdowego, może spowodować, że nie będzie odczuwalny klimat rozwoju firm i pozyskiwania w nich wpływów.
Alexandrowi Pfisterowi w Mombasie udało się uprościć system giełdowy na tyle, że nie odstraszy graczy, nie spowoduje wyparowania mózgu poprzez uszy, a jednocześnie zachowane są prawie wszystkie smaczki znane z gier bazujących na tym temacie. W czasie gry dowolny gracz, po zagraniu akcji Eksploracji może rozbudować sieć faktorii jednej z czterech firm wstawiając je na obszary na planszy. Dzięki temu gracz może zyskać diamenty, pieniądze czy też nawet akcje firmy, którą rozbudowuje. Jednocześnie wstawione na planszę faktorie odsłaniają monety reprezentujące wartość pojedynczej akcji tej firmy. Mamy też wybór z której z trzech kolumn pobierać faktorie do zbudowania na planszy: możemy np wziąć po jednym budynku z każdej z kolumn szybko odsłaniając trzy monety, a tym samym podnosząc wartość firmy. Niestety tym samym bardzo prosto innym graczom będzie obniżyć wartość akcji tej firmy jeżeli nie będzie ona w kręgu ich zainteresowań. Wystarczy, że rozwijając inną kompanię “wypchną” faktorie swoich konkurentów i odstawią je na swoje miejsce, jednocześnie zakrywając monety i obniżając wartość akcji firm. Oczywiście gracze mogą temu przeciwdziałać, bo jeżeli rozwiną oni kompanię na tyle, aby zabrać wszystkie faktorie z jednej kolumny, firma rozrośnie się na tyle, że ostatniego pola w kolumnie nikt już nie będzie mógł zakryć, a tym samym będziemy mieć zagwarantowaną minimalną wartość kompanii. Niestety wymaga to większego zaangażowania gracza w rozwój konkretnej firmy, albo znalezienia przy stole innego gracza również zainteresowanego tą samą firmą i wspólne jej rozwianie na planszy, i czerpanie z niej korzyści. Walka na planszy i ciągłe przepychanki między graczami faworyzującymi różne kompanie, to klu gier giełdowych bo rozwój jednej firmy na pewno w pewnym momencie będzie odbywał się kosztem innej. Przy stole oznacza to ciągłe zgrzytanie zębami, wchodzenie w sojusze (nie muszę dodawać że zazwyczaj nietrwałe?) i ciągłą niepewność o swój los i zasobność portfela na koniec gry. Wręcz może dojść do sytuacji gdzie ktoś mocno inwestujący w jedną firmę, nagle zostanie pozbawiony dużej liczby punktów przez dwóch albo trzech dobrze ze sobą współpracujących rywali. Trzeba na to zwrócić uwagę i jak to się mówi “nie kłaść wszystkich jajek do jednego koszyka”, a dywersyfikować. Prawda, że brzmi jak opis gry giełdowej? A autorowi udało się to zrobić za pomocą kilku drewnianych domków i ikon monetek. Rozwiązanie genialne w swej prostocie. Jedyne co mnie trochę zdziwiło to możliwość rozwoju firmy bez konieczności posiadania przynajmniej jednej jej akcji, ale dzięki temu uproszczeniu łatwiej jest grę wytłumaczyć, a nie wpływa to na możliwości strategiczne i taktyczne w Mombasie.
Oczywiście podnoszenie wartości kompanii to jedno, ale gracze muszą też nabywać ich akcje, bo co z tego że takie Cape Town będzie miało wysoką cenę za akcję jak będę miał tylko jedną. Również i w tym obszarze autor gry poszedł na pewne uproszczenia. Nie kupujemy bowiem akcji za pieniądze według aktualnej rynkowej ceny, a po prostu przesuwamy się na odpowiednich torach dzięki kartom towarów, albo dzięki rozwojowi faktorii na planszy. W pewnym momencie przekroczymy pewien próg na torze dający nam kolejną akcję danej firmy. Na pewno osoby szukające typowej gry giełdowej skrzywią się na takie uproszczenie, ale najważniejsze że ono dobrze działa w grze. Dodatkowo znajdziemy tutaj kilka dość charakterystycznych dla gier giełdowych mechanizmów. Gracz przekraczając konkretne miejsca na torze (czyli uzyskując w niej coraz więcej wpływów) może uruchomić kilka zdarzeń:
- Aby uzyskać więcej akcji w kompanii i wspierać jej rozwój będziemy musieli ją dofinansować i aby móc się dalej poruszać na torze akcji firmy, trzeba będzie wpłacić pewną kwotę do banku,
- Innym razem uruchamiamy wypłatę dywidendy dla wszystkich graczy, którzy już to miejsce wcześniej przekroczyli,
- Możemy też uzyskać dostęp do charakterystycznych dla tej firmy właściwości specjalnych, pozwalających np kupować taniej karty, albo dających dostęp do specjalnych akcji.
Znów bardzo proste mechanizmy pozwalają oddać ducha gier giełdowych i chociaż nie ma tutaj aż takiej rywalizacji pomiędzy graczami jak w przypadku rozbudowy faktorii na planszy, to też trzeba zwracać uwagę na to co robią inni gracze, bo chociażby przy wypłacie dywidendy ma to znaczenie. Nie raz będziecie się zastanawiać czy rozwinąć firmę, którą faworyzujecie, czy przesunąć się trochę na torze innej kompanii tylko dlatego, że ktoś przy stole za chwilę uruchomi wypłatę i te pieniądze wpadną Wam do kieszeni.
Ale czy jeżeli kogoś nie pociąga giełda (w wersji prostej czy rozbudowanej) ma co szukać w Mombasie? Jak najbardziej. Ta część gry jest ważna, ale nie jest jedyną. Dla wielbicieli ciekawych mechanik polecam sprawdzić ten tytuł z racji bardzo sprytnego sposobu zagrywania kart. Pewnie część z Was zna mechanikę, w której gracze zaczynają z tymi samymi kartami, zagrywają je by wykonywać konkretne akcje, a karty wrócą im na rękę dopiero w pewnym momencie? Wymaga to sprawnego przewidywania i planowania swoich przyszłych tur. Tutaj pan Pfister poszedł trochę dalej. Co turę zagrywamy trzy karty (jeżeli będziemy dobrze się rozwijać ta liczba może się zwiększyć w czasie gry) na trzy oddzielne miejsca przy naszej planszy graczy. Te karty tworzą trzy oddzielne stosy kart zużytych, a na koniec swojej tury gracz ma możliwość wzięcia z powrotem na rękę jednego z tych stosów. Ważne jest więc gdzie zagrywamy karty (chociaż na kolejność wykonywania akcji nie ma to wpływu), bo jeżeli za jakiś czas podniesiemy wybrane stos i nie będzie w nim kart dobrze ze sobą współpracujących, może okazać się że nie uda nam się wykonać akcji które chcieliśmy, albo wykonamy je mniej efektywnie. Na tym polu trzeba być ciągle skupionym i planować dokładnie swoje przyszłe tury. O ile na planszy naszymi przeciwnikami są inni gracze przy stole, tak przy zagrywaniu kart możemy być źli tylko na siebie. A do tego dodajmy jeszcze wykorzystanie zagranych kart, których rozegranie w złej kolejności może zniweczyć najlepiej zaplanowaną turę. Na pewno nie jest to gra dla osób o słabych nerwach i takich, które łatwo denerwują się z powodu niepowodzeń. Zgrzytanie zębami przy planszy macie zagwarantowane.
Krótko mówiąc – Mombasa mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Spodziewałem się suchej gry o zgrywaniu kart, kupowaniu kart i zdobywaniu punktów. Dostałem tytuł z bardzo ciekawymi mechanikami, wprawdzie trochę suchy jeżeli chodzi o temat, albo bardzo ciekawie przedstawiający mechanizmy giełdowe, a co najważniejsze w sposób strawny dla kogoś kto nie szuka symulatora parkietu giełdowego. Dodatkowo dostałem znakomity mechanizm zagrywania kart i odzyskiwania ich na ręce, który wymaga od graczy dobrego planowania i uwagi. Nie wszystko w Mombasie mi się podoba. Nie jestem wielkim fanem zdobywania punktów książek, o którym tutaj nie wspominałem. Tak jak inne mechanizmy mają dla mnie słabsze lub mocniejsze zakotwiczenie w temacie, tak kupowanie książek i poruszanie się kałamarzem jest dla mnie totalnie oderwane od tematu i mam wrażenie, że jest dodane na siłę jako “wypełniacz”. Całe szczęście pozostałe części gry w zupełności mi to wynagradzają, a ja nie muszę przywiązywać bardzo dużej uwagi do tej części mechaniki (chociaż zupełnie jej zignorować nie mogę). Sprawdźcie koniecznie Mombasę, bo to gra w którą warto zagrać i jestem przekonany, że u wielu znajdzie się dla niej miejsce na półce