Viticulture – czyli robienie wina w stylu europejskim

Przez niektórych planszówkowych znajomych jestem oskarżany o przejście na “ciemną stronę mocy” tj. porzucenie EuroGier, gier gdzie głównym celem jest zdobywanie punktów na różne sposoby,na rzecz gier tematycznych, losowych, z pięknymi komponentami. To nie jest tak. W pewnym momencie przestałem czerpać przyjemność z gier, które mają losowo wybrany temat, gdzie nieważne co robimy to zdobędziemy jakieś punkty, a to co robimy nie trzyma się zupełnie kupy.. a nawet jak się trzyma to jest po prostu bez sensu. Jeżeli gra ma się wspiąć wysoko w moim prywatnym rankingu powinna mieć dobrą (albo przynajmniej ciekawą) mechanikę, która dobrze się łączy z tematem. Łatwiej mi jest “wejść” w grę, jeżeli to co robię w trakcie partii ma jakieś odzwierciedlenie w temacie gry. Ładne komponenty natomiast, to w tym momencie to już nie jest dodatek, a po prostu podstawa. Od dłuższego czasu szukałem sobie jakiejś ciekawej eurogry i mój wzrok wylądował na.. kolejnej grze o robieniu wina.

Piszę kolejnej, bo parę lat temu w bardzo krótkim okresie, wyszło kilka gier o robieniu wina jak np.: Grand Cru, które było niezłą grą, ale oderwaną tematycznie od mechaniki, czy Vinhos – ciężka i skomplikowana gra, która tematycznie jest całkiem niezła ale według mnie jest niepotrzebnie przekomplikowana (zresztą na ten rok szykowana jest wersja na 5 lecie gry, a w instrukcji znajdzie się uproszczona wariant) (*) Viticulture, gra która przykuła moją uwagę, zdaje się być umiejscowiona idealnie pomiędzy tymi dwoma tytułami – nie jest przesadnie przekomplikowana, a jednocześnie bardzo tematyczna.

EuroGra pełną gębą – czyli worker placement dobry na wszystko.

Nie wiem jak wy, ale jak myślę o grze w stylu europejskim, pierwszą rzeczą jaką przychodzi mi na myśl jest worker placement, czyli wysyłanie swoich drewnianych ludzi na planszę w celu wykonania jakiegoś zadania. Viticulture jest właśnie grą typu worker placement. Każdy z graczy dostaje planszę, na której ma miejsce na różnego rodzaju budowle usprawniające produkcję wina, trzy pola na których może zasadzić winorośle, oraz miejsce na zerwane grona i wyprodukowane wino. Celem graczy jest zdobycie jak największej liczby punktów, które zdobywamy za realizację zamówień na konkretne wina (białe, czerwone, różowe, szampany – o odpowiedniej jakości / wartości) oraz sprzedawanie gron czy pojedynczych butelek z trunkiem. To wszystko zrealizujemy dzięki planszy głównej, na której widnieją różnego rodzaju miejsca, z których będą korzystać nasi pracownicy. Oczywiście nie obędzie się bez paru ciekawych tricków:

Plansza podzielona jest na dwie pory roku – wiosnę i zimę. Gracze wykonują akcje naprzemiennie, wysyłając swojego pracownika na miejsce, z którego chcą skorzystać. Ale mogą to robić tylko w aktualnej porze roku. Wiosną możemy zdobywać nowe winorośle, sadzić je, czy sprzedawać grona i wino. Zimą można grona ścinać i wyrabiać z nich wino, a co najważniejsze realizować zamówienia na konkretne wina. Interesującym aspektem jest to, że do akcji zimowych przechodzimy dopiero jak wszyscy gracze spasują, ale nie odzyskujemy wysłanych wiosną pracowników. Mamy więc ciekawe decyzje ilu naszych pracowników zostawić na drugą połowę roku, a ilu wykorzystać wiosną.

Każdy budynek ma kilka pól (w zależności od liczby graczy), na które możemy wysłać swojego pracownika. Najczęściej jedno z nich daje nam dodatkowy bonus np. rozbudowanie swojej winnicy taniej, pozyskanie więcej winorośli czy zrealizowanie zamówienia za jeden punkt więcej. Tak więc nie dość że ścigamy się z innymi graczami o możliwość wykorzystania jakiegoś miejsca, to także staramy się zrobić to w taki sposób, żeby uzyskać z naszego ruchu dodatkowe korzyści. Prosty mechanizm, a działa bardzo dobrze.

Oprócz zwykłych pracowników, do dyspozycji mamy też jednego dużego, który może się wcisnąć do budynku nawet jeżeli jest już cały zajęty. Dzięki temu nie zostaniemy całkowicie przyblokowani i tę jedną najważniejszą rzecz, na której nam najbardziej zależy będziemy mogli wykonać, niezależnie jak bardzo będą nam przeszkadzać inni gracze. Są tylko dwa problemy – duży pracownik, nie dostanie bonusu jeżeli to pole zostało wcześniej zajęte. Drugi problem to taki, ze prawie zawsze jest więcej niż “jedna najważniejsza rzecz”, którą chcemy wykonać. Ta mała reguła pomaga, żeby nie zostać całkowicie odciętym, a mimo to nie brakuje napięcia i poczucia wyścigu, tak charakterystycznego dla gier worker placement. Jako ciekawostka dodam, że w pierwszej edycji Viticulture, duży pracownik nie był obecny. Podobno powodowało to, że często gracze marnowali całe tury, praktycznie nic nie robiąc, bo nie udało się graczowi wykonać tej “jednej najważniejszej rzeczy” w rundzie.

Całe szczęście gracze mają jeszcze do dyspozycji mechanizm, który nazywam porannym wstawaniem, dzięki któremu mogą decydować o kolejności w rundzie. Został on wcześniej zastosowany m.in. we Fresco czy Alchemikach i polega on na tym, że gracze decydują jak wcześnie rano chcą wstać do pracy (albo kazać wstać swoim pracownikom), a tym samym decydują, którzy będą się ruszać w nadchodzącej rundzie. Zazwyczaj jest to powiązane również z bonusami, które otrzymają gracze – najczęściej jest tak, że im później będą się ruszać tym lepsze rzeczy dostaną. Tak jest i tutaj. Dalsze miejsce na torze “wstawania” może dać nam dodatkowe punkty, dodatkowego pracownika do wykorzystania, czy dodatkowe karty.

Właśnie – nie zdążyłem Wam jeszcze opowiedzieć o kartach, a są one moim zdaniem bardzo ważnym elementem Viticulture. To dzięki nim rozgrywka jest bardzo dynamiczna. Przede wszystkim winorośla do zasadzenia zdobywamy ciągnąc nowe karty. Na kartach mamy różne szczepy o różnej wartości. Musimy uważać bo na jednym polu możemy mieć winogrona, których sumaryczna wartość nie przekroczy 6 punktów. Możemy trzymać się różnych strategii: na jednym polu trzymać zarówno białe jak i czerwone grona, dzięki czemu podczas zbiorów zbierzemy oba rodzaje (a następnie mieszając je razem będziemy mogli otrzymać wino różowe, lub dzięki dodatkowym gronom czerwonym – szampana). Możemy też na jednym polu starać się zasadzić szczepy wysokiej jakości, dzięki czemu szybko będziemy mogli uzyskać wino dobrej jakości, skracając czas jego leżakowania. Kolejnym rodzajem kart są zamówienia – tu jest prosto. Za odpowiednie wina otrzymamy zapłatę w postaci punktów zwycięstwa i dodatkowych pieniędzy na zakończenie każdej kolejnej tury (zamówienia na to wino będą spływać do nas regularnie, stąd regularny przychód). Najciekawszymi kartami są karty gości: letnich i zimowych, którzy przyjeżdżają odpocząć do naszych włości, a także będą nam pomagać. A to pozwolą sprzedać coś drożej, albo szybciej wyprodukować wino, albo rozbudują nam winnicę czy wytrenują nowego pracownika (oczywiście za jakąś opłatą). Każda postać jest ciekawa i ma swoje zastosowanie i do tej pory nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym narzekał na pecha w dociągu tych kart.

Całość działa bardzo sprawnie, nie czuć przestojów między turami, chociaż w 6 graczy raczej nigdy do tej gry nie zasiądę. Gra trwa do momentu, aż jeden z gracz osiągnie przynajmniej 20 punków – wówczas dogrywamy rundę do końca i sprawdzamy kto wygrał.

Drewniany zawrót głowy – czyli to wszystko przez Kickstarter.

Na początku wspomniałem, że ładne komponenty w tym momencie to już podstawa… no chyba że wydawnictwo nazywa się Alea – wtedy gra musi być brzydka / bura, bo to wręcz znak rozpoznawczy serii tych gier. Szczególnie gry ufundowane dzięki Kickstarterowi, przyzwyczaiły nas, że w pudełku znajdziemy mnóstwo przeróżnych komponentów, często przygotowanych specjalnie na potrzeby tej jednej gry. I nie zgadniecie! Viticulture było ufundowane na Kickstarterze. Otworzycie pudełko…. a właśnie zanim zajrzycie do środka, złapiecie się za głowę, bo pudło jest niewymiarowe. Dziwnie małe, ale bardzo wysokie. Co ciekawe stosunek wolnej przestrzeni do zawartości jest naprawdę dobry, bo w środku jest sporo. Przywita nas “mokry sen” każdego eurogracza, w postaci grubych plansz graczy i mnóstwa drewnianych komponentów w 6 kolorach graczy. Dodatkowo nie są to walce, kostki i dyski, a małe budowle, które będziemy stawiać w swoich winiarniach. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie żeby były to żetony czy zwykłe małe drewniane znaczniki, ale w końcu to gra z Kickstartera… W czasie gry będziemy musieli powiększyć swoje piwnice, żeby pomieścić lepsze wina – oznaczymy to odpowiednim “drewienkiem”. Może będziemy chcieli zbudować specjalne miejsce na degustację wina dla odwiedzających nas turystów? – postawimy wtedy na planszy mały stół. A może będziemy potrzebować jarzma, które pozwoli nam na przesadzanie winorośli i wcześniejsze ich zbieranie? Za 2 liry dostaniemy mały, drewniany wózek. Zresztą popatrzcie na zdjęcia. Oczywiście nie są to elementy niezbędne, ale zwiększają one przyjemność z obcowania z grą. Największe wrażenie jednak robią małe, szklane półsfery, którymi oznaczamy grona i wina, które przechowujemy (i dzięki nim oznaczamy ich rodzaj i wartość) – działają wtedy jak szkło powiększające i wyraźnie pokazują cyfrę, na której są położone. Jest to taki mały, ale bardzo przyciągający uwagę detal.

Trudnodostępność – czyli dlaczego ten dolar taki drogi?

Rzadko komentuję cenę gier, ale w tym wypadku muszę, bo przyjdzie nam zapłacić około 250zł za tę grę. Będziemy też musieli się jej dobrze naszukać, bo niewiele sklepów ją sprowadza (ja swoją kopię kupiłem w Rebel.pl i jak ostatnio sprawdzałem jest tam dostępna jeszcze przynajmniej jedna kopia) – cena na pewno jest tutaj jednym z powodów, a drugim jest to, że wydawnictwo Stonemaier Games jest wydawnictwem z USA i nie ma chyba dobrze rozwiniętej dystrybucji w Europie. To nie jest mała kwota, szczególnie że większość z nas jak myśli o takiej kwocie, to widzi przed sobą dużo plastikowych figurek, mnóstwo kart i gry raczej ameritrashowe. W pudełku oczywiście jest niemało komponentów, ale wiele osób sama ta cena mocno od tytułu odstraszy. A wielka szkoda, bo Viticulture jest znakomitą grą. Prosta do wytłumaczenia, świetnie prezentująca się na stole, z dużą regrywalnością dzięki opisywanym przeze mnie kartom i mnóstwem małych decyzji do podjęcia. Gra toczy się do momentu aż któryś z graczy nie osiągnie progu 20 punktów, dzięki czemu napięcie pod koniec gry sięga zenitu. Jest niepewność czy uda się wyskoczyć ponad próg zanim zrobi to ktoś inny, a jak go przekroczymy to czy na tzw. “ostatniej prostej” ktoś nie zdobędzie tego jednego czy dwóch punktów więcej. Jedyny mankament to, że sztucznie ograniczono limit możliwych do zdobycia punktów na poziomie 25, co czasami powoduje, że do gry wchodzą tie breakery, bo kilka osób zrównało się na ostatnim polu toru punktów. To “niedopatrzenie” naprawiono w dodatku do gry pt. Tuscany, a raczej jednym z modułów, które znajdziemy w pudełku… Piszę o jednym z modułów, bo razem jest ich kilkanaście!. Ale o tym napiszę już następnym razem. Na razie się nie przejmujcie dodatkiem, bo sama podstawka dała mi już kilka wyśmienitych i pełnych emocji partii, i z całego serca polecam Wam ten tytuł sprawdzić.

(*) Moją recenzję Vinhos sprzed 4 lat możecie obejrzeć na moim kanałe na YouTube